Mimo że na 4 dni przyjechałam, nie udało się załatwić white water raftingu: tylko jedno biuro turystyczne w całym Da Lat organizuje takie spływy, a akurat wszystkich przewodników mieli zajętych. Ale nic to, Da Lat słynie z rozmaitych sportów ekstremalnych, wybraliśmy więc canyoning. Wydaje się bardzo proste – z punktu A dotrzeć do punktu B idąc rzeką lub wzdłuż rzeki, i czasem pokonując jakiś wodospad. I nawet reklamują jako świetny sport dla początkujących! No to jazda!
Zaczęliśmy od ćwiczeń na takiej sobie wysokości skałce, a i tak nogi miękły. Dwa zejścia i wio za skały do wody. Człowiek czek ai patrzy jak inni schodzą w dół i myśli sobie – nie no, wygląda prosto, a potem staje się na krawędzi, i tak trochę ciężko zrobić ten pierwszy krok. Jak już się upewniłam, że uprząż trzyma, zaczęłam powoli schodzić, potem raźniej, aż zeskoczyłam do wody. Lodowato zimnej wody, brrr. I tak już miałam do końca.. brr za każdym razem gdy musiałam się zanurzyć powyżej pasa. A zejść było kilka, przeprawy przez rzekę, zjeżdżalnie, itp. Na przedostatniej przeszkodzie schodzi się faktycznie po wodospadzie, mając pod sobą 20 metrów do wody, a nad sobą, wokół siebie, w nosie, oczach i wszędzie indziej rwącą zimną wodę. Dam radę, pomyślałam sobie, I zaczęłam jak najwolniej schodzić. Pierwsze kroki – i już się poślizgnęłam, walnęłam o skałę, woda mnie zalała. Wyszło, że mam ręce jak patyczki, nie mogły mnie dźwignąć z powrotem, a i tenisówki z podeszwą zdartą na gładko nie pomagały. Opuściłam się na skalną półkę pomiędzy dwoma strumieniami wody i czekałam aż mi wrócą siły. W końcu dałam radę, zebrałam się, zeszłam poniżej półki iii, znowu poślizg, tym razem z gracją przytrzaskując sobie rękę liną. Żeby zeskoczyć do wody musiałam wysunąć rękę z ochronnej rękawiczki. A potem to już tylko kilka metrów skok w dół do zimniutkiej wody. Okazuje się, że cała wieczność na wodospadzie trwała jakieś 4 minuty.
Następne dwie atrakcje – skok z 12 metrowej skały oraz wodospad zwany pralką – podarowałam sobie z czystym sumieniem. Palce mi się ledwo zginały u przytrzaśniętej ręki, a zęby szczękały już całkiem głośno. I na koniec marsz pod górkę z przepięknymi widokami.
Czy warto było? Oj tak! Mimo wszystko, świetne doświadczenie!
Naładowana adrenaliną po takim wyczynie, podczas rundy wokół ulicznych budek kupiłam kurzą nóżkę. Kurzą stopkę właściwie. Zjadliwa.
PODSUMOWANIE
canyoning 28$ w biurze Groovy Gecko (dostaliśmy zniżkę na grupę, bo normalnie jest 32$)
kurza stópka 10.000 VND