Nocny autobus z Sapy wyrzucił mnie gdzieś w Hanoi o 5 rano. Razem z 2 innymi bladymi twarzami, opędzając się od naganiaczy, złapaliśmy taksówkę do centrum. Moim kolejnym celem było Tam Coc, malownicze skały wapienne na polach ryżowych które zwiedza się płynąc łódką między polami. Tam Coc jest bardziej znane pod nieformalna nazwą Halong Bay na poalch ryżowaych. Miejscowością wypadową do Tam Coc jest Ninh Binh – małe nudne miasteczko. Ale zamiast na dworcu autobusowym znalazłam się znowu w hostelu Backpackers... Postanowiłam więc wziąć jednodniową wycieczkę organizowaną do Tam Coc, i zostać jedną noc w Hanoi, zamiast spędzać dwa dni w zabitej dechami mieścinie. Wprawdzie w przewodnikach ostrzegają, że przy organizowanej wycieczce zwiedza się w tłumie, stwierdziłam jednak że mam wystarczająco czasu żeby się psychicznie na to przygotować. Nabyłam bilet na pociąg do Dong Hoi na 19.30 i wycieczkę która miała się skończyć o 17.30. Przejeżdżając przez Ninh Binh pogratulowałam sobie tej decyzji.
Pierwszym przystankiem (nie licząc obowiązkowego przystanku przy gigantycznym sklepie z pamiątkami) to Hoa Lu. Tutaj mieściła się niegdyś stolica Wietnamu, zanim przeniesiono ją do Hanoi. Przewodnik przepędził nas po pagodzie, która jak dla mnie wyglądała tak jak one wszystkie (jakoś jestem kompletnie niewrażliwa na pagody, zupełnie nie mogę ich odróżnić).
Wykupiłam opcję z rowerem, więc po lunchu w Van Lan dostałam rozwalającego się grata i popedałowałam tak jak mi przykazano – prosto do samego końca do pagody i z powrotem, najlepiej w 40 minut. Zajechałam się w tym upale niesamowicie; przebiegłam przez pagodę i zaraz ruszyłam w drogę powrotną. Gdy dojechałam do przystani ciemniało mi już w oczach, mimo hektolitrów wody które wypiłam.
Łódki którymi się opływa Tam Coc są przeważnie sterowane siłą nóg kobiet, i za to należy im się napiwek (przewodnik powiedział że dolar wystarczy). Łodzi nie było dużo, płynęło się przyjemnie, chociaż skóra mi już skwierczała na nogach. Gdy w końcu wpłynęliśmy między skały zrobiło się naprawdę uroczo (i gorąco; niestety płynęliśmy pod słońce, więc nie mam zbyt wielu zdjęć). Ledwo zipałam w tym upale, no i nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych, więc trochę ciężko było z tym podziwianiem widoków. Niby widzę że jest pięknie, ale jakoś to do mnie nie dociera. No i spędza się raptem 90 minut na wodzie, przepływa przez 3 jaskinie, i potem zawraca tą samą drogą. Zostaje niedosyt. Ponoć w okolicy jest punkt widokowy który warto odwiedzić, ale wycieczka go nie obejmowała.
Ze względu na korki do Hanoi wróciliśmy dopiero o 6.15. Cała w nerwach odebrałam mój bagaż, szybko zjadłam coś na ulicy i złapałam taksówkę na dworzec kolejowy. Wykupiłam soft-sleeper, bo po Sapie, czyli dwóch nocach w autobusie, jendej nocy na bambusowym wyrku i jednej nocy na super twardym hostelowym łóżku, chciałam w końcu zasnąć w jako takim komforcie. Soft-sleeper okazał się twardy jak Wietnamczyk targujący się na targu (wolę nie myśleć jaki jest hard-sleeper), do tego moi towarzysze (parka z Londynu) zaczęli kwiczeć że karaluch łazi po ścianie. Spojrzałam z politowaniem, bo przecież malutki, raptem wielkości paznokcia, a u mnie w kuchni w Saigonie biegają takie wielkości całego kciuka (co 45 i Zgaga mogą potwierdzić^^). Zgniotłam karalucha i wyrzuciłam za okno, ale kątem oka złowiłam ruch większego pod łóżkiem. Poświeciłam latarką – mysz! Tego to się nawet ja nie spodziewałam. Nasze dywagacje czy mysz może wskoczyć na łóżko zostały rozwiązane gdy dwa dni później wyjęłam z plecaka nadgryzioną paczkę ciasteczek i przewodnik.
PODSUMOWANIE
Wycieczka do Tam Coc z rowerem - 19$
Bilet na pociąg z Hanoi do Dong Hoi - 535tys.VND (lub 700tys. jeśli się kupuje w biurze podróży).