Jednym z gorąco polecanych miejsc do odwiedzenia w Saigonie jest Cho Lon - Chińska dzielnica. Wycieczka akurat na jednodniowy weekend;)
Wybrałyśmy sie z Janą i Domi motorkami. Sprawdziłyśmy trasę na google maps - z centrum jak w mordkę strzelił cały czas prosto. Jak zwykle się nabrałyśmy - w pewnym momencie nasza droga zamieniła się w jednokierunkową i trzeba było skręcić. Potem kluczyłyśmy jeszcze bardziej żeby znaleźć chiński targ. Można by się kierować zapachem niestety. W pośpiechu parkowałyśmy, podczas gdy mieszanka gnijących warzyw, mięsa, suszonych owoców morza i pomyji atakowała nasze nozdrza. Potem slalomem, przeskakując kałuże nad których pochodzeniem wolałam się nie zastanawiać, doszłyśmy do właściwego budynku. Cho Lon jest przeznaczony głównie dla sprzedaży hurtowej, ale turyści mogą tutaj zaopatrzyć się w przyprawy po okazyjnych cenach. Wnętrze było ciasne, a przy upale panującym na zewnątrz również nieprzyjemnie duszne. Poszukałyśmy wody żeby nie paść z wyczerpania.
Jakoś tak nieszczęśliwie się złożyło że wszystkie trzy zapomniałyśmy wziąć przewodnik ze sobą. Mgliście pamiętałam gdzie na mapie były zaznaczone świątynie godne zobaczenia. Udałyśmy się najpierw na prawo od targu. Malutka pagoda którą odwiedziłyśmy była dość klimatyczna, ale w Hoi An widziałam ciekawsze. Zawróciłyśmy do targu i ruszyłyśmy przed siebie do bardziej oddalonej światyni. Po drodze nie było totalet ani nawet restauracji żeby skorzystac, upał wysysał z nas wszytskie siły. Gdy zobaczyłyśmy samą pagodę, z wyczerpania, i rozczarowania, nawet nie wyciągnęłyśmy aparatów - świątynia wyglądała jak gigantyczna łazienka, cała w kafelkach. W dodatku szpitalna, bo kafelki zielone.
Dowlokłyśmy sie do motorów i ruszyłyśmy w drogę powrotną. I dopiero po drodze zauważyłyśmy, że to maleństwo które widizałyśmy jakopierwsze to nie była ta świątynia zaznaczona na mapie! Minęłyśmy dwie piękne świątynie i meczet, ale nie miałyśmy sił na dalsze zwiedzanie.
Wróciłam dokończyć zwiedzanie w marcu. I nawet udało mi sie odnaleźć tradycyjne sklepy z przyprawami (ciekawe chyba ze względu na sprzedawany towar; wyglądało to trochę jak średniowieczny sklep czarownicy :) Thien Hau pagoda przywitała mnie gęstym dymem z kadzidełęk, za to architektonicznie to prawdziwy majstersztyk. Warto dawać drugie szanse :D