O 5 rano czekało na nas śniadanie zapakowane przez właścicieli hotelu oraz kierowca tuk tuka. Nie trudno bylo zgadnąć w którą stronę trzeba jechać - wystarczy podążać za setkami innych turystów w tuk tukach. Budki biletowe są wyposażone w kamery. Kasjerzy robią zdjęcie (0 5 rano to trochę głupawy uśmiech mi wyszedł) i drukują na bilecie.
Przed Angkor Wat już konkretny tłumek oczekiwał na wschód słońca. Wszystkie miejsca przy sadzawce, gwarantujące że nikt nagle nie stanie przed nami zasłaniając cały widok, były zajęte. Rozłożyliśmy się na trawie w oczekiwaniu. Słońce się nie spieszyło. Wyciągnęliśmy naszą "wałówkę" - a tam chleb tostowy, masło, sól i dwa jaja gotowane na twardo... Zaiste śniadanie godne bogów ;)
Odczucia na widok Angkoru miałam mieszane, zresztą nie tylko ja. Angkor Wat jest faktycznie majestatyczny, ze swymi pięcioma wieżami, fosą i murami, ale.. Az mi głupio że mam ale do ósmego cudu świata, ale Angkor wygląda dokładnie tak jak na zdjęciach, których się naoglądałam przed przyjazdem. Pewnie dlatego wszystkie pozostałe świątynie wydały mi się ciekawsze, bo były świeższe, no i mniej zatłoczone.
O 7.30 zaczęliśmy się już gotować na parze. Schowaliśmy się w cieniu świątyni, starając się znaleźć miejsca gdzie bylo nieco mniej turystów, zadanie karkołomne, acz wykonalne - boczne tarasy z płaskorzeźbami przedstawiającymi historyczną bitwę mieliśmy tylko dla siebie. Od niedawna jest ponownie udostępniany górny poziom Angkoru, ale kolejka była na godzinę, co w tym upale byłoby zwykłą torturą. Ociekający potem (tudzież para skraplającą się z powietrza) powlekliśmy się do tuk tuka.
Angkor Thom to drugi najpopularniejszy kompleks świątyń, otoczony murami. Główną świątynią jest Bayon, urocza budowla z mnóstwem wież i wieżyczek,a z każdej patrzy twarz monarchy który tą świątynię ufundował. Ciasne przejścia, rzeźbione okienka i kolumienki tworzą niesamowity klimat.
Podeszliśmy jeszcze do kilku ważniejszych miejsc, m. in. Elephant terrace i Lepper terrace, i tonąc we własnym pocie przyszła pora na trudną decyzję - zmiana planów, bo program który sobie ustaliliśmy był zbyt ambitny. Udaliśmy się do jednej jeszcze świątynie, nieco dalej od Angkor Thom, Preah Khan. Dłuższa jazda tuk tukiem odświeżyła nas i wysuszyła plamy potu na ubraniach. A samo Preah Khan - przeurocze! Częściowo w stanie ruiny, z mnóstwem klimatycznych zakamarków, zwalonych kamieni i drzew "wchodzących" do świątyni, Preah Khan jest niesamowicie fotogeniczna. Gdyby ktoś chciał się przyczynić do zachowania tej świątyni,można zaadoptować Garuda ^^ 2500$ dollarów gwarantuje, że Garud zostanie zachowany, a za 25tys. Garud zostanie odrestaurowany. W przyszłości, jeśli przydarzy mi się dużo pieniędzy, adopcja Garuda na pewno będzie na liście "do zrobienia" ^^
Do Siem Reap wróciliśmy już w południe is chowaliśmy się w błogim chłodzie naszego hotelu. Znacznie później, po długaśnej drzemce, głód wygonił nas na obiad - smażone noodle z orzechami i arbuzowy shake, pyszota :)
PODSUMOWANIE
tuk tuk na pół dnia do najważniejszych zabytków - 30$ (przepłaciliśmy, za 15$ też by pojechał;)
Bilet indywidualny do parku archeologicznego ważny 3 dni - 40$
Obiad i shake - 3$
Praktyczne info - w Kambodży wszędzie można płacić dolarami.
p.s. Zdjęcia załączę jak tylko znajdę szybszy internet!