Moja ekipa zlądowała w Saigonie akurat na falę upału. Zostawili mi siaty polskiego jedzenia, włączając w to domowej roboty babki, keks i dżemy, mniam! Ekipa od razu ruszyła do delty Mekongu, a ja miałam dołączyć w Siem Reap. Wyżebrałam 3 tygodnie wolnego jeszcze w lutym, i dalej się przygotowaniami do podróży nie przejmowałam.
Dwa dni przed wyjazdem zakupiłam bilet na autobus nocny do Siem Reap. HSBC zgotował mi jednak niemiłą niespodziankę - mój PIN przestał działać. Obsługa klienta uparcie sugerowała że jestem na tyle nierozgarnięta, że nie potrafię przeczytać kodu z kartki i go wybrać na klawiaturze. Napędzili mi niezłego stracha, bo kodu nie da się zmienić od ręki, ale po wizycie w banku okazało się że moje konto w VND zostało zdezaktywowane, więc nie mogę wypłacić pieniędzy z powiązanego konta. I kto tu jest nierozgarnięty, hmm? ;)
O 11.30 wieczorem stawiłam się przed biurem podróży na Bui Vien skąd miał mnie zabrać autobus. Podjechał chłopaczek na motorze żeby mnie podwieźć dwie przecznice dalej do miejsca zbiórki. Zgodnie z planem, mieliśmy wyjechać o 12.30 busem sleeperem, do granicy dojechać o 3, o 6 gdy otwierają granicę odebrać wizy i o 9 dojechać do Phnom Penh. Tam przesiadka i o 10 wyjazd do Siem Reap kolejnym sleeprem (sprzedawczyni przy mnie dzwoniła żeby potwierdzić że jest sleeper na całej trasie); przyjazd 18.
W praktyce sleeper był tylko do Phnom Penh, do stolicy przyjechał o 11, wyjazd był o 13, a w Siem Reap o 20. Wszystko bym to przetrzymała bez słowa skargi, ale klimatyzacja nie działała wydajnie, więc się prawie ugotowałam podczas tej kilkunastogodzinnej podróży. Co chwilę popadałam w stan letargu żeby jakoś ten makabryczny ukrop przetrzymać.
W hotelu ekipa mnie poinformowała że zamówili tuk tuka na 5 rano żeby wschód słońca nad Angkor Wat zobaczyć. Dusza się uradowała, a ciało stwierdziło - spać, natychmiast.
PODSUMOWANIE
nocny autobus Sokha Komar - 21$ (Polecam dopłacić 3 dolary i pojechać Mekong Express, które jest o wiele wygodniejszy, oraz wiarygodniejszy)
wiza do Kambodży - 25$