Halong Bay powstało ponoć z pereł rozsypanych przez smoka aby bronić Wietnamczyków przed najazdami Chińczyków. Jak zwykle w Wietnamie ciężko z faktami, ale zawsze jakaś legenda jest która wszystko zgrabnie wytłumaczy.
Z daleka zobaczyliśmy ścianę skał, wyglądająca niczym fototapeta, nieco surrealistycznie. Teraz wiem, dlaczego ciągną tu takie tłumy turystów, pomyślałam.
Jak zwykle przed odwiedzeniem miejsca, które "koniecznie trzeba zobaczyć" nabrałam wątpliwości. Czy znowu będzie zawalone turystami tak, że ciężko będzie o kawałek przestrzeni dla siebie, nie mówiąc o chwili spokoju od naganiaczy..? Pierwsze zerknięcie na Halong z daleka od razu rozwiało moje wątpliwości - coby się nie działo na rejsie, będzie warto!
Małą łódką przetransportowano nas do naszego statku, gdzie zaserwowano lunch. Przystawka, kilka potraw do wyboru i owoce na deser, mniam. Z kieszeni wygrzebaliśmy trochę więcej dolarów niż na przeciętny rejs, mieliśmy więc nie tylko czyściutką kajutę, ale także pyszne jedzenie i bardzo dobre towarzystwo (czyli brak imprezowiczów; normalnie nie mam nic przeciwko okazjonalnej imprezie, ale akurat w Halong przyjemnie było posiedzieć sobie w ciszy napawając się krajobrazem).
Niespiesznie opuściliśmy port i, tak jak dziesiątki innych statków, popłynęliśmy w stronę jaskini niespodzianek. Tam przewodnik zaserwował nam standardowe: proszę spojrzeć na tą skałę; co państwu przypomina ten kształt? No co? Słonia! A tam? Tak, to penis! Wszyscy przewodnicy naokoło ględzili to samo, więc zwyczajnie się wyłączyłam. O tak, o wiele lepiej zwiedzało się ten cud natury po prostu go kontemplując, i oczywiście okazjonalnie dopatrując się samemu różnych ciekawych kształtów.
Przesiedliśmy się na kajaki, co dało nam zupełnie inną perspektywę. Z poziomu wody dopiero się poczuło jak duże są te formacje skalne. Żartując sobie z 45, że pewnie dopłyniemy ostatnie (bo słabe łapki mamy), faktycznie dopłynęłyśmy ostatnie...
Przy stoliki siedziałyśmy ze starszym małżeństwem Niemców - bardzo interesująca para, zwiedzili prawie wszystkie kontynenty w myśl zasady aby jeździć daleko póki zdrowie pozwoli, a na Europe przyjdzie czas. Wybrali się między innymi do Ugandy zobaczyć "guerillas". Nieco się zdziwiłam, że można ot tak sobie wycieczkę zabookować żeby zobaczyć partyzantkę w Afryce, zaczęłam więc zadawać mnóstwo pytań: a nie przeszkadza im to? (Nie), uzbrojeni są (przewodnicy maja broń na dzikie zwierzęta), itp. Następnie zaczęli opowiadać jak to jeden wyskoczył im na przeciw i zaczął wrzeszczeć i bić się po klacie niczym King Kong (żeby ich nastraszyć, pomyślałam), i że jest samiec alfa i inne samce (czyli dowódca i dzieci-żołnierze, tak tak), i do tego mają takie no - tu pokazał na ramię szarpiąc za swój T-shirt (aa, naramienniki, no oczywiście, dla oznaczenia rangi). Po kolacji pełna wątpliwości pytam 45, czy to tak można wspierać guerillas wykupując u nich wycieczkę? W końcu to partyzantka.. 45 spojrzała jak na tępaka (na którego wyszłam): Oni mówili o gorylach. -____- Ten mocny akcent bawarski.... gorillas, guerillas, wsio rawno... ;)
Rano obudziliśmy się na wschód słońca. jedno spojrzenie za okno - typowa pogoda dla Halong - mgła, nici ze wschodu, można pospać! Około 6.30 otworzyłam okno i zaczęłam pakować plecak, gdy za plecami słyszę: Paniiii, kup coś paniii! Nieeeee, jak tak można no? ;)
Opłynęliśmy jeszcze kilka skał, wstąpiliśmy na farmę pereł i przyszedł czas na powrót do Hanoi.
Przed Hanoi Backpackers hostel pożegnałam się z przyjaciółmi z Polski (których nie widziałam ponad 10 miesięcy!), a w środku czekal już na mnie następny towarzysz podróży - były kolega z pracy.
JAK WYBRAĆ REJS PO HALONG BAY
90% agencji oferuje ten sam program, różnią się jedynie standardem i ceną. Przy 2dniowym rejsie tak naprawdę na statku spędza się mniej więcej 24 godziny, ale warto się upewnić, że jest w dobrym stanie. Zgodnie z nowym prawem wszystkie statki muszą być pomalowane na biało i nie mogą pływać dłużej niż 10 lat (bo pływają bez przerwy; jedni turyści płyną na ląd łódką, i ta sama łódka przywozi za chwile nową partię turystów). Po tragedii z 2011 roku, gdzie jeden ze statków zatonął i 11 osób straciło życie, raczej przestrzegają tej zasady. Na co narzekali znajomi którzy zabookowali byle jaki rejs to karaluchy, szczury i fatalne jedzenie. Dlatego postanowiliśmy dopłacić i mieć bardzo przyjemny (pół)luksusowy rejs. Właściwie to nam się udało tylko dlatego, że dostaliśmy bardzo dużą zniżkę z hotelu w którym spaliśmy, i zamiast 100, zapłaciliśmy 70$.
Nazwa operatora: vietnamopentours
Nazwa statku: Imperial Junk Boat