Raczej do spontanicznych osób nie należę, ale tak wyszło, że w ciągu 5 minut od otrzymania maila z propozycją praktyki w Cartagenie odpowiedziałam: jasne! Fakt, że w ciągu tych 5 minut zdążyłam napisać do Magdy-iberystki "jak jest w Kolumbii", odczytać odpowiedź "sprawdź FARC", oraz wygooglować tenże. Niemniej jednak była to miłość od pierwszego przeczytania i decyzja zapadła automatycznie.
To tak w skrócie. Naprawdę na ten wyjazd złożyło się mnóstwo zbiegów okoliczności, przypadków i szczęścia.
1. Wbiłam sobie do głowy podróż do Peru, a Kolumbia w końcu sąsiaduje z Peru, to pozwoliło mi dość szybko podjąć decyzję.
2. Po pierwszym spotkaniu z aiesec'iem wróciłam z podpisana umową, nawet nie wiem kiedy to się stało :)
3. Aiesec z Istambułu bardzo się ociągał z ostateczną decyzją (na marginesie - milczeli przez 3 tyg., w ciągu których zdążyłam załatwić całą praktykę do Cartageny).
4. Sama oferta praktyk jest interesująca - w końcu ładnie w cv będzie wyglądać wpis z uniwerkiem, do tego nieźle płacą, i oczywiście godziny pracy, które, mimo 6-godzinnej różnicy z Polską, pozwalają mi prowadzić dalej moich uczniów z Polski.
5. Universidad Technologica de Bolivar jest uniwersytetem dwujęzycznym, więc nie wymagają znajomości hiszpańskiego (którego nie znam... jeszcze;)
Mogłabym tak wyliczać jeszcze długo, ale wystarczy podsumowanie: szczęściara ze mnie!