Po błogim śnie wady łazienki przestały robić na mnie wrażenie. Ot tak, po prostu, wchodzę i się myję. Przy tej temperaturze to nawet korytko byłoby mile widziane, byle z zimna wodą.
Rano poznałam siostrę bliźniaczkę Ary, Monicę,która co nieco mówi po angielsku, dużo łatwiej więc było zorganizować dzień.
Dziewczyny są bardzo troskliwe, od razu zaczęły mnie wypytywać, czego bym się napiła, bo przecież woda z kranu może mi zaszkodzić. Bez namysłu odpowiedziałam: herbaty (w końcu to pora śniadaniowa była). Monica się ucieszyła, stwierdziła, że tez bardzo lubi herbatę i pobiegła do sklepu. Wróciła z IceTea:) Rozbawiła mnie własna naiwność.
Bliźniaczki koniecznie chciały pokazać mi starówkę. Wsiadłyśmy więc w taxi colectivo i ruszyłyśmy do centrum.
Widziałam już wcześniej starówkę na zdjęciach; wiedziałam, że jest piękna; mimo to na żywo kolory domków kolonialnych, kwiaty i wszechobecny zgiełk i harmider oczarowały mnie! To jest miejsce, które ma swój urok, czar, magię i klimat (tak, wszystko na raz!). Bezczelnie zaniechałam kulawej rozmowy i napawałam się widokami.
Chodziłyśmy po uliczkach i murach obronnych, tzw. murallas, aż zgłodniałyśmy.
Na moje pierwsze kolumbijskie śniadanko wybrałam patacon con todo, czyli placek bananowy z nadzieniem z kurczaka i startych ziemniaków; całkiem dobre. No i pierwsza kolumbijska kawa, dość łagodna, a taką lubię najbardziej :)
Wróciłyśmy busem, bo dziewczyny chciały mi pokazać różne środki transportu. O transporcie w Cartagenie, jako o sporcie ekstremalnym, będzie osobny rozdział. Na razie zbieram foto materiały.
Po południu udałyśmy się z Arą na spotkanie aiesec'owców. Spotkanie zaplanowane było na godzinę 14. O 14.20 wychodziłyśmy z domu. Nie, Ara nie mieszka blisko miejsca spotkania. Zostałam przedstawiona wszystkim, było dużo klaskania, owacji, śmiechu (bo musiałam zatańczyć, taki zwyczaj). Ogólnie nuda, ale poznałam Silvanę, która właśnie wróciła z praktyki w Brazylii, a do tego mówi po angielsku. W trójkę dyskretnie ulotniłyśmy się do miasta.
Za dnia starówka była piękna, jednak dopiero wieczorem pokazała wszystko, co ma do zaoferowania. Na Plaza de los Coches tańczyły grupy taneczne, turyści szwędali się leniwie we wszystkie strony, sprzedawcy miejscowych słodyczy zachwalali towary, a przy Cafe del Mar na murallas gromadziły się pary zakochanych.
Niestety aparat mi się rozładował, więc mam tylko parę zdjęć na początek, taki przedsmak. Do tego dziewczyny z aiesec'a i bliźniaczki postraszyły mnie, że z takim aparatem muszę uważać na ulicach, więc na razie fotki tylko z małpiatki. Już znalazłam na to sposób i wkrótce ruszam do centrum, aby uwiecznić je na zdjęciach.