Właściwie nie ma za bardzo co opisywać - firma zafundowała klientom wycieczkę na jedną z najpiękniejszych plaż w Wietnamie i ktoś musiał im towarzyszyć :D
Dwa dni obijania się, jedzenia, znowu obijania, znowu jedzenia i imprezy.
Do tego nocleg w Sheratonie... co za wyrka i pościel, i śniadania rzecz jasna. Jak wrócę to inwestuje w królewskie wyro i dokładnie taką pościel - różnica w spaniu i wypoczynku jest kolosalna.
I jeszcze te świeżutkie owoce morza, koniecznie z wietnamskiej restauracji, bo te typowane prze LP lub tripadvisor serwują "mrożonki". Taką lokalną restaurację łatwo poznać po mikro plastikowych krzesełkach i wielkich akwariach z żywymi owocami morza.
Za 5 czy 6-daniowy obiad dla 11 osób zapłaciliśmy 2.300.000 VND, co daje oszałamiające 35 złotych na łebek za jeżowca, kałamarnicę, dwa rodzaje krabów, ślimaki (tym razem pyszne!), ryż smażony z owocami morza, jakieś rzeczy których nie pamiętam i hektolitry piwa Saigon :))) PO-LE-CAM!