Geoblog.pl    zuzkakom    Podróże    Wietnam Vietnam Вьетнам ... i dalej!    Do Sagady!
Zwiń mapę
2014
17
mar

Do Sagady!

 
Filipiny
Filipiny, Batad
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 78658 km
 
Po nocy na lotnisku i nocy w autokarze moja twarda prycza wydała mi się łożem królewskim. Spałam bite 11 godzin i obudziłam się z tym samym głupim uśmiechem człowieka szczęśliwego który towarzyszył mi dnia poprzedniego. Uśmiech dwa dni z rzędu, tak, od razu poczułam że jestem w podróży :D

Rozejrzałam się ponownie po mojej klitce - na pólkach zmagazynowane były albumy ze zdjęciami (nie przeglądałam, nie wypadało), a mieszkaniec tego pokoju musiał być wybitnym fanem statku Dante Adolny (nie jestem pewna drugiej części nazwy, bo tak nabazgrałam że sama swoich notatek odczytać nie mogę...); w pokoju wisiało kilka zdjęć owego statku, a nawet wyszywanka ze statkiem i napisem "Love Dante" :)

Krokiem pingwina (efekt wczorajszego trekkingu po schodach) doczłapałam się do dziury w podłodze z jednym kranem w ścianie - "łazienki" (co mi w ogóle nie przeszkadzało, bo w trakcie podróży w ogóle mało co mi przeszkadza). Zeszłam na dół na śniadanie; schody stanowiły wyzwanie - każdy mięsień w moich nogach krzyczał, że wspinaczka po 300 schodach dnia poprzedniego to był głupi pomysł. Postanowiłam to ignorować jak się da, bo nawet znając z góry wynik wspinaczki, i tak bym ją zrobiła (nawiasem mówiąc, musiałam ten ból "ignorować" przez 4 kolejne dni...). W wytłumieniu bólu zdecydowanie pomógł nieskończenie fascynujący widok na tarasy. Siedziałam tak sobie z kawusią czekając na mojego przewodnika, podziwiając tarasy przy zmiennym oświetleniu - ten moment mam żywo w pamięci, nawet jeśli inne z wyjazdu zblakły lub gdzieś uciekły.

Przewodnik przyszedł spóźniony, może nie nietrzeźwy, ale zdecydowanie "wczorajszy". Zaczęliśmy podejście pod górę (tutaj trochę trudniej było ignorować moje wrzeszczące o rozsądek i umiar w chodzeniu łydki...). Przewodnik milczał, tak jak i wczorajsi, a moja chęć dowiedzenia się więcej o tym miejscu aż kipiała. Zadawałam mnóstwo pytań,i na każde dostawałam wymijającą odpowiedź, albo byle jaką odpowiedź. Zirytował mnie ten zlew, bo w końcu zapłaciłam sporo pieniędzy za towarzystwo przewodnika. Trasa była prosta i nie sposób byłoby się na niej zgubić. A więc tak - to jest jedna z tych niewielu rzeczy, które mnie potrafią zirytować w podróży ;) Ale czy was tez by nie zirytowało,że Wasz przewodnik nie zna nawet nazwy rzeki która płynie przez dolinę w której leży jego rodzinna miejscowość? Lub kiedy zbudowano tarasy ryżowe? Jedyne czego się dowiedziałam to że czerwone ślady na ziemi, które wcześniej wzięłam za plamy krwi (pomyślałam najpierw że muszą potrącać sporo psów, a widząc je praktycznie wszędzie pomyślałam że może często się biją..? :P), te plamy to momma - mieszanka liści którą okoliczni mieszkańcy namiętnie żują, a która plami ślinę, zęby i usta na czerwono (jak się zebrało trzech takich to wyglądali na wampiry po uczcie... no prawie,bo większość z nich nie miała przednich zębów..).

Sam trekking był przyjemny - nie tak trudny jak dzień wcześniej, za to z pięknymi widokami na Kordyliery i przeprawą przez tarasy ryżowe. W 2 godziny doszłam do punktu odbioru gdzie miał na mnie czekać tricykl. Oczywiście nie czekał, bo "szłam za szybko" zdaniem przewodnika. Po godzinie w końcu się pojawił. Wsiadłam do tej puszki grozy jak ją od razu ochrzciłam. Nie jest to pojazd stworzony do jazdy terenowej, oj nie! wytrzęsło mnie porządnie (tricykl i trasa z Batad tym samym obejmuje pierwsze miejsce na mojej liście najbardziej uciążliwych tras, pokonując nawet drogę - lub jej brak - z Popayan do San Agustin).

Za ten trekking zapłaciłam 1600 piso, a była dopiero 13 gdy dojechałam z powrotem do Banaue. Czułam się nieco oszukana i nie miałam ochoty zostawać dłużej w tym miejscu. Problem w tym że po południu rzadko kiedy jeżdżą autobusy. Miałam farta - tego dnia było większe zapotrzebowanie na transport i załapałam się na ostatni busik do Bontoc. W Bonotc przesiadłam się na jeepneya do Sagady. Do tego czasu zdążyłam zapomnieć o nieprzyjemnych przewodnikach z Banaue. Adrenalina wesoło krążyła w żyłach gdy próbowałam odnaleźć właściwego jeepneya, a potem wdrapałam się na jego dach :D Usadowienie się nie było łatwe-przodem do kierunku jazdy i rura wchodzi między pośladki, bokiem z kolei nie do końca się czułam komfortowo. W końcu zahaczyłam jedną stopę między rury a drugą nogę spuściłam luźno z boku jeepneya. Jeepney wspinał się pod górę więc ta noga często zwisała prawie że nad przepaścią. A śmiesznie się zrobiło jak na horyzoncie pojawił się tunel - wszyscy skoczyli na środek dachu i przykleili się do rur. Rodzice by pewnie osiwieli gdyby widzieli jak podróżowałam do Sagady, na szczęście dowiadują się po fakcie ;)

I tak dojechałam do Sagady, która jak możecie się już domyślić jest tym miejscem o którym nie śmiałam nawet marzyć że kiedyś zobaczę inaczej niż w tv. A jednak :D
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
Tinka
Tinka - 2014-04-20 17:41
Ja też zazdroszczę Tobie tej kawy pitej w tak pięknych okolicznościach przyrody i krajobrazu.
Pozdrawiam z alpejskiej krainy:)
 
zula
zula - 2014-04-20 20:22
Zuzka-patrzę na zdjęcia,czytam i powiem ,że przesłałaś mi dzisiaj kawałek pysznego tortu ...do świątecznej kawy!
Radosnych chwil w z okazji Wielkiej Nocy :)
 
tealover
tealover - 2014-04-21 04:17
rodzicom chyba najlepiej mówić po fakcie :P w przypadku moich - jeszcze lepiej dłuuuuuuuuugo po fakcie
 
Marek
Marek - 2014-04-22 09:19
W moim przypadku zjawisko osiwieć jest dość trudne do zrealizowania.Zdenerwować się to już coś innego i możliwe do wykonania.
 
Wienia
Wienia - 2014-04-22 10:36
Widoki piękne i kawa na pewno miała smaczek.
Taaak , dzieci zawsze dostarczają wielu atrakcji :)
 
Swierszcz
Swierszcz - 2014-04-24 12:15
Ta "momma", to po naszemu betel http://pl.wikipedia.org/wiki/Betel_(używka) .
Betel barwi się na czerwono w reakcji z wapnem, które jest dodawane do używki.
W takich np.Indiach, wszystko jest zaplute na czerwono - ulice, chodniki i mury, a nawet wnętrza budynków publicznych ;)
 
zuzkakom
zuzkakom - 2014-04-24 17:21
Ciekawe! w Sagadzie z kolei wszędzie były znaki "no spitting momma" ;)
 
zuzkakom
zuzkakom - 2014-04-24 17:23
A rodzice niech się nie denerwują; skoro już po fakcie to szkoda energii!
 
 
zuzkakom
Zuzanna Komuda
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 147 wpisów147 718 komentarzy718 1921 zdjęć1921 10 plików multimedialnych10
 
Moje podróże
09.01.2011 - 20.01.2012