W
poprzednim wpisie na ten temat prosiłam o trzymanie kciuków. No niestety, nie pomogło - wniosek o pozwolenie o pracę został odrzucony. Nie będę już narzekać na dział kadr w mojej firmie który sprawę położył bo za późno złożył wniosek, bo od tego czasu minęło już kilka miesięcy. Efekt był taki iż zażądano ode mnie kolejnego zaświadczenia o niekaralności - tym razem z Polski. To oznacza wycieczkę do Hanoi... Wściekła byłam jak możecie się domyślić - firma wypięła się i nie dość że nie chcieli pokryć kosztów dokumentu ani podróży, to jeszcze trzeba byłoby urlop brać w tym celu. Na szczęście kochani rodzice pofatygowali się do sądu, załatwili zaświadczenie i wysłali mi je do Saigonu. Inni współpracownicy przeklinając kadrową w głos musieli wyrzucić sporo dolarów na niechcianą wycieczkę do Hanoi.
Tym razem poszło szybciej, bo nauczona doświadczeniem sama sprawdzałam czy na poczcie coś dla mnie nie leży. Ponowne rozpatrzenie wniosku zajęło 2 tygodnie i była odpowiedź - twierdząca!
Posiadając pozwolenie na pracę mogłam ubiegać się o kartę rezydenta. Tym razem tez poszło szybko i na Filipiny leciałam juz jako rezydentka, co oznacza że nie potrzebuje już wykupywać wiz. Na lotnisku w Warszawie z kolei nie chcieli mnie wpuścić na pokład widząc ową kartę dopóki nie potwierdzili iż takowy dokument istnieje "Przepraszamy Panią, po prostu rzadko widujemy takie dokumenty" Ciekawe, bo większość moich znajomych Polaków z Saigonu są szczęśliwymi posiadaczami, a do Polski latają regularnie.
Pozostało prawo jazdy. W wyznaczonym dniu pojechałam motorem na plac manewrowy. Mój motor zostawiłam na parkingu i przesiadłam się na motor podstawiony przez wydział komunikacji. Zrobiłam tzw. 8, prostą, slalom i dremple. Całość zajęła niecałe dwie minuty, egzamin zdany, prawko odebrałam po miesiącu. Prawo jazdy można również sobie kupić u agenta, oryginalne, nie falsyfikat, ale jakoś idea łapówkarstwa mi nie podchodzi więc wolałam odczekać swoje, ale zrobić wszystko w zgodzie z sumieniem.
Przez te dwa wpisy przewinął się często motyw poczty wietnamskiej. Jako bonus więc załączam zdjęcie rachunki jaki dostałam odbierając paczkę od rodziny. Paczkę otworzono, każdy przedmiot wyceniono i musiałam zapłacić cło. Najdroższa okazała się czekolada :)
I jeszcze na sam koniec absurd z rodzaju takich, które może zaserwować tylko komuna: Facebook jest w Wietnamie oficjalnie blokowany, a jednak partia komunistyczna Wietnamu posiada na nim swoją stronę :D