Kurs nurkowania w moim wydaniu wyglądał następująco: rano nury, po południu wuchta jedzenia, a wczesnym wieczorem spanko. Nie mam nic do opisywania ^^
Opowiem Wam w takim razie jak to się stało, że zdecydowałam się zrobić kurs nurkowania, oraz przejechać Wietnam na motorze, sama.
Najwięcej inspiracji niezmiennie czerpię od innych ludzi. Czy to z blogów, opowieści czy zdjęć, dowiaduję się o miejscach i atrakcjach w sposób w jaki przewodniki po prostu nie są w stanie przekazać tej wiedzy. Czytam sporo blogów na geoblogu oczywiście, śledzę popularne i te mniej popularne polskie i zagraniczne blogi podróżnicze, ich strony na facebooku, konta na twiterze i instagramie. Kopalnia inspiracji! Zdecydowanie rzadziej mi się zdarza po prostu trafić na jakiś ciekawy artykuł na portalu czy w gazecie.
No i tak się złożyło że się zgadałam z tealoverem, która to jechała na kolejne już nury. Potem zobaczyłam zdjęcia z nurów, i po krótkim obadaniu sprawy, stwierdziłam że zrobienie kursu w Wietnamie jest dziecinnie proste. Decyzja zapadła.
Kurs nurkowania wkomponowałam w mój wcześniejszy plan. Top Gear, popularny program motoryzacyjny, zaprezentował kiedyś w jednym z odcinków specjalnych trasę z południa na północ Wietnamu, którą prowadzący pokonali na motorach. O tym odcinku dowiedziałam się od znajomego, obejrzałam i od razu stwierdziłam że to jest coś, co bym chciała zrobić, bardzo, bardzo chciała zrobić! Wydawało mi się, że nie dam rady sama. Po czym w rozmowie z kolejnym znajomym wyszło że sam przejechał cały Wietnam na motorze. To mi dodało odwagi do podjęcia ostatecznej decyzji.
No i właśnie, jak to jest z tą odwagą? Często słyszę że jestem odważna bo coś zrobiłam. Przyznam szczerze, że nie jestem jakoś specjalnie odważna, raczej rozważna. Zawsze szybciutko kalkuluję ryzyko przed podjęciem decyzji, i staram się być przygotowana na różne ewentualności. Tak więc może Was zaskoczę, ale dzień przed wyjazdem z Saigonu aż mnie mdliło z nerwów! Przed pierwszym nurem żołądek wywracał kozła, przed wyruszeniem w trasę nie mogłam spać… Ale decyduje się na te podróże i na te nieraz ekstremalne przeżycia bo mimo lekkiej nerwówki przed, wiem że jak już się odważę, to będzie to jedna z największych przygód mojego życia, coś, co będę wspominać na starość, przeglądając tysiące zdjęć i filmików. I że nie będę żałować.
Toteż nie żałuję! Kurs był niesamowitym przeżyciem, swojego rodzaju testem (okazało się że wcale nie jestem panikarą, jak mi się wydawało;), a pierwszy odcinek trasy, mimo iż moje przygotowanie na różne ewentualności okazało się być przydatne, dostarczył tony satysfakcji. Co poszło nie tak? Czytaj w następnym poście! ;)
Zerknijcie na moje konta na:
twiterzeinstagramiefacebookui zostawcie namiary na swoje w komentarzach!