Myślałam, że w trakcie lotu najdą mnie jakieś górnolotne myśli na temat tego co zostawiam i co zastanę. Życie jednak jest bardziej trywialne. Po nocy spędzonej w aucie jedyną w miarę trzeźwą myślą było: chciałabym umyć zęby, ale moja szczoteczka jest pogrzebana w bagażu, który, mam nadzieję, zobaczę dopiero w Cartagenie. Nie licząc oczywiście błyskotliwego "Następnym razem będę mogła spłukać papier toaletowy za 6 miesięcy...".
Głupie myśli zrzuciłam na zmęczenie. Gdzieś na krańcu świadomości kołatała mi się jednak zbłąkana górnolotna Myśl. Pewnie jakiś frazes, ale warto by podsumować pewien etap w życiu. Cóż, może później owa Myśl się zwerbalizuje.
Na pokładzie było sporo Polaków, mile mnie więc zaskoczyło, że nie oklaskiwali lądowania.
Jeszcze tylko miłe "papa" od obsługi lotu i - Paryż. Czyli lotnisko.
Jest potężne. Miałam okazje pokonać całą jego długość, gdyż mój samolot odlatywał dokładnie z drugiego końca - z ostatniego terminalu, z najdalej wysuniętej bramki. Dzięki temu wiem już, że z lotniska odchodzą pociągi do centrum miasta - informacja ta pewnie mi się przyda w drodze powrotnej.