Nadszedł pierwszy dzień pracy. Oczywiście pierwszy tylko według kontraktu. Pojechałam z Jairo (aiesecowcem) na uniwersytet do wydziału języków obcych tylko po to, żeby się dowiedzieć, że koordynatora nie ma, będzie mañana. Przezornie Jairo poprosił o jego numer telefonu, coby umówić się na konkretną godzinę. A to dlatego, że główny campus uniwersytetu położony jest daleko od Mangi, dzielnicy do której miałam się przeprowadzić.
Po powrocie szybciutko się spakowałam, pożegnałam z Monicą i Arą, które się dopytywały, dlaczego je opuszczam, czy mi się nie podobało itp. Próbowałam wytłumaczyć, że taka była umowa od początku, że u nich miałam spać tylko przez weekend, ale i tak było im przykro. Podarowałam im polską wódkę na pożegnanie, trochę się rozweseliły.
Giovanni zaprowadził mnie do nowego domu. Przed furtka spędziliśmy chyba z 10 minut wydzwaniając do właścicielki zanim Giovanni wpadł na pomysł, że zamiast ciągnąć, furtkę można popchnąć. Pani domu otworzyła drzwi, weszłam i skamieniałam ze zdziwienia. Po domu bliźniaczek na pewno nie spodziewałam się, że przyjdzie mi mieszkać w takiej willi.
Pani domu rozsiadła się w fotelu, przyszła jej córka i zaczęły się negocjacje. Trochę mnie to stresowało, gdyż właścicielka nie mówiła po angielsku, córka tylko trochę, więc wszystko odbywało się za pośrednictwem Giovanniego, który z kolei średnio mnie rozumiał. Do tego pani domu wydała mi się wielce nieprzyjemną osobą, mierzyła mnie wzrokiem spod półprzymkniętych powiek i zaciskała usta. W końcu pokiwaliśmy wszyscy głowami, uścisnęliśmy sobie dłonie, uśmiechnęliśmy się i przeszliśmy do ostatniej części - oglądanie pokoi. W willi mieści się kilka dużych pokoi, 2, 3 i 4-osobowych. Ze względu na chwilowy brak innych praktykantów z aieseca musiałam się zdecydować na najdroższą opcję - jedynka. Po kolei oglądaliśmy wszystkie pokoje, przestronne i jasne, aż doszliśmy do mojego. Otworzyłam drzwi i znowu skamieniałam, tym razem z przerażenia. Norka ma jedno okno, które w dodatku wychodzi na kuchnię. Giovanni jednak zapewnił mnie, że cena jest przystępna jak na tą dzielnicę, a w końcu mam blisko na uniwerek i do centrum. Pomyślałam, że i tak większość czasu będę spędzać poza domem, albo w ogródku, albo salonie, więc w sumie dam radę.
Giovanni, Maria (córka pani domu), jej koleżanka Cindy oraz ja przeszliśmy do ogródka, żeby trochę pogadać.Tak nam zeszły dwie godziny, mimo iż Cindy nie mówi w ogóle po angielsku. Po namyśle, to może właśnie dlatego. Wysmyknął mi się tez mój pierwszy ironiczny dowcip tutaj:
Giovanni: Susana, będę Ci płacił.
Ja: taak? a za co będziesz mi płacił..?
Giovanni: ... (chwila konsternacji, lekki uśmiech, śmiech Marii, w końcu zaczaił) będę płacił za twoje usługi ;)
Jak się okazało, jest skarbnikiem aiseca, uniwersytet płaci aisecowi, a ten wypłaca mi należność. Nie wiedziałam o tym, stąd ten żart.
Dziewczynom z kolei tak się spodobały moje oczy i kolor skóry, że zaprosiły mnie do swojej koleżanki na wieczór. Nie bardzo miałam ochotę, dlatego bardzo logicznie odparłam: jasne. Tak poznałam Laurę i jej perypetie sercowe (bo jej chłopak jest od niej o 8 lat starszy więc boi się powiedzieć o nim tacie), Marię Aleksandrę i jej perypetie sercowe (bo jest za wysoka), nowego chłopaka Cindy oraz perypetie sercowe Marii (bo to jej przyjaciel). Odniosłam wrażenie, że przebywam wśród nastolatków, a nie studentów. Faktycznie, mają po 18 lat, ale zachowują się na dużo mniej. No i jeszcze pytanie przy kolacji (jak na nastolatków przystało, wybrali MacDonald's): czy w Polsce macie MacDonald's?