Minęły już 3 tygodnie!
Wczoraj wieczorem poszłam na imprezkę. Wieczór bardzo miło upływał, nawet zatańczyłam swoją pierwszą powiedzmy-że-salsę (jakiś rozbrajająco miły staruszek bez przednich zębów poprosił mnie do tańca, nie mogłam odmówić:), także wróciłam do domu po 2 w nocy. A rankiem okazało się, że mamy nowego lokatora – Bayron ze Stanów Zjednoczonych.
Chłopak przeżył wszystkie te same rozterki z aieseciem Cartagena co wcześniej ja, a przede mną Pavla, i pewnie niejeden praktykant. Nie wiedział nawet na czym ma polegać jego praca, więc swój pierwszy dzień w Cartagenie spędził na spotkaniu z aieseciem, ja zaś ruszyłam sama do centrum.
Sprawdzoną już trasą dotarłam do Muelle Turistico de los Pegasos. Jak to możliwe, że wcześniej pominęłam te pegazy? I pomnik niepodległości Cartageny?
Zwyczajowo już wstąpiłam do Parque del Centenario. Ostatnio jak chciałam pokazać Pavli jaszczury to jak na złość nie było ani jednego. Tym razem miałam dużo szczęścia – naliczyłam ich pięć, wdzięcznie pozowały, no i mogłam do woli się napatrzeć. Znalazłam też czerwoną wiewiórkę. Ta była mniej pokorna, zaczęła hycać po drzewach. Ruszyłam śladem wiewióry. Ledwo mogłam za nią nadążyć, gdy kątem oka złowiłam jakiś leniwy ruch. A i owszem – leniwy wielce ruch leniwca w porze obiadowej! Oczom swoim uwierzyć nie mogłam, nawet się zaszkliły nieco z radości. Spędziłam 30 minut pod drzewem zadzierając głowę i przyglądając się jak leniwiec trójpalczasty pałaszuje beniamina. Niesamowicie pocieszne zwierzątko!
Dzisiaj skupiłam się na La Plaza de Bolivar. Po drodze z La Plaza de Los Coches do placu Bolivara mija się katedrę. Jej kształt trudno bliżej sprecyzować, gęsta zabudowa nie pozwala na ogarnięcie katedry wzrokiem. Plac Bolivara jest obsadzony palmami i innymi dającymi cień drzewami. Mnóstwo mieszkańców Cartageny oraz turystów szuka tu schronienia przed słońcem, plac więc tętni życiem. Wokół placu mieszczą się przepiękne budynki z okresu kolonizacji, z pałacem inkwizycji na czele. Pałac ponoć jest najciekawszym muzeum w Cartagenie. Na razie nie mogę się na ten temat wypowiedzieć – chciałam go zwiedzić w niedzielę, ponieważ w ostatnią niedzielę każdego miesiąca wstęp jest wolny (a bilety są koszmarnie drogie), ale akurat w tą ostatnią niedzielę miesiąca pałac był zamknięty ze względu na konserwację budynku... Przy placu mieści się również muzeum złota.
Posnułam się trochę po starówce, skoczyłam do Juan Valdez na pyszną kawę (zamierzam wypróbować wszystkie możliwe opcje, zwłaszcza że kawę to akurat mają tanią) i wróciłam do domu, po drodze znowu zahaczając o park. Leniwca nie znalazłam. Niby powolny, ale jednak zwiał.
Wróciłam do domu niewypowiedzianie szczęśliwa. Bayron przyszedł chwilę wcześniej. Zapytałam, czy wie co w końcu będzie robił. "Będę twoim asystentem." Ten kraj nie przestaje mnie zadziwiać.