Za długo się swoim asystentem nie nacieszyłam. Już pierwszego dnia przenieśli go do Ternery, pozabierali nadwyżki godzinowe wolontariuszkom i przydzielili Byronowi. Ma chłopak wyjątkowego pecha. Nie dość, że aiesec zapomniał o nim, więc przyjechał 2 tygodnie po rozpoczęciu roku akademickiego, to do tego dostał trzy poziomy do uczenia i dojazdy do Ternery (a mieszka w tym samym domu co ja). Jakby tego było mało, zarówno mój jak i jego kontrakt kończą się miesiąc po zakończeniu roku akademickiego, a szefuncio twierdzi, że wtedy już roboty dla nas nie będzie... Tak więc z moim ex-asystentem jedziemy na tym samym wózku - mamy w perspektywie miesiąc w Kolumbii bez pracy, a tym samym zarobków, lub przebookowanie biletów ( w moim przypadku - czterech). Skoro tak optymistycznie rozpoczęłam, pociągnę temat dalej. Dzisiaj będzie o pesos.
Według przewodnika Lonely Planet, jak i różnych innych relacji, Kolumbia powinna być tania. Wielkie więc było moje zdziwienie przy pierwszych zakupach w supermarkecie. Na tą niespodziewaną drożyznę składa się kilka czynników: 1. ze względu na turystów Cartagena jest najdroższym miastem Kolumbii 2. trafiłam na szczyt sezonu 3.niezbyt korzystny kurs dolara.
W tym momencie 1 dolar kosztuje 1830 pesos, w 2009 roku kosztował 2500. Na złotówki daje to mało oszałamiające 1.61 za 1000 pesos (co ciekawe, przy płatności karta, gdzie złotówki przeliczają na euro, euro na dolary, a dolary na pesos, wychodzi trochę korzystniej). Same banknoty są raczej nieciekawe, niższe nominały mocno zniszczone, gdy wydają resztę na ulicy lub w autobusie - również wilgotne.
Kilka przykładów cen:
czynsz za norkę - 350.000 (ale to akurat bardzo dobra cena jak na tą dzielnicę)
sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy - 1000 (no na szczęście taniutki:)
bilety wstępu do muzeów - od 10.000
lunch na plaży - 20.000 (ale warto!)
opłata za przejazd busem miejskim - od 1200 do 2500
płatki kukurydziane - 10.000 za 500g
czekolada Milka - od 8000 do 12.000 (nad czym bardzo ubolewam)
małe piwo: w sklepie - 2000, w pubie - od 4000
drink w Cafe del Mar - 15.000
Jako iż minęły już cztery tygodnie, przesiąknęłam miejscową postawą i nie przejmuję się miesiącem wolnego. Ponarzekałam sobie z Byronem dla zasady, no bo jak tak można, że mamy umowę,a nie jest wiążąca itp. itd., ale generalnie myśl o dokładniejszym zwiedzeniu Kolumbii już się zagnieździła w mojej głowie i nawet czuje się tam dość komfortowo...