Dzisiaj miałam jechać na plażę, nie wyszło. Zamiast plaży był kolejny samotny spacer. Chociaż nie do końca samotny - jak zwykle towarzyszył mi mój aparat. Tyle czasu razem spędzamy i tyle radosnych chwil razem przeżyliśmy, że dostał imię - Soniacz (męska forma Sonii lub zgrubienie od Sony...). Także teraz mogę mówić, że byłam na spacerze z Soniaczem :)
Ale do rzeczy - z dedykacją dla Chrześniaka i Zygfryda - małpki z Parque de Centenario!!!