... czyli jedzenie!
Z uwagi na treść wpisu upraszam o przygotowanie sobie przekąski do podgryzania.
Zanim przejdę do konkretów – kilka uwag ogólnych.
Cartageńczycy uwielbiają wszystko co smażone. Spożywają przeważnie trzy posiłki dziennie – śniadanie, lunch oraz obiad, a na każdy z tych posiłków składa się coś usmażonego, i koniecznie mięsko.
Większość szkół, uniwersytetów i urzędów posiada swoje stołówki, gdzie można tanio (5 tys.pesos) zjeść całkiem dobry lunch (na moim uniwerku lunche są rewelacyjne:) Wprawdzie w centrum jest sporo dobrych restauracji, ale przeważnie serwują pseudo-europejskie jedzenie, ze szczególnym upodobaniem do pizzy (w praktyce tańszą i o niebo lepsza pizzę można dostać w byle jakiej budce na ulicy).
PRZEKĄSKI
Moja ulubioną jest dedito con queso, czyli paluch serowy (ciasto pączkowe smażone na głębokim tłuszczu... mniam!); najlepsze i najtańsze można kupić w budkach na ulicy, np. przy pomniku India Catalina.
Innym typowym przysmakiem jest [flauta] (zapis fonetyczny), czyli chrupkie ciasto, oczywiście smażone na głębokim tłuszczu, z nadzieniem z kurczaka i warzyw lub sera.
DANIE GŁÓWNE
ZUPA : Typową zupą regionu jest Monte Queso. Właścicielka domu poczęstowała mnie ową zupą przy okazji mojej choroby. Nie wiem, może przez chorobę zupełnie mi ta zupa nie podeszła. Smakowała trochę jak przekwaszony żurek z kawałkami słonego sera.
2 DANIE Miejscowi jedzą potężne ilości ryżu; właściwie ryż jest dodatkiem do większości serwowanych potraw. Dieta ryżowa wydaje się monotonna, ale Costeńczycy wpadli na genialny pomysł – ryż smakowy; przyprawiają więc ryż różnymi sosami i ziołami jeszcze w trakcie gotowania. Do ryżu koniecznie musi być kawał mięcha, koniecznie smażonego, koniecznie usmażony banan i garstka zieleniny (to ostatnie niestety niekoniecznie).
Wybrzeże naturalnie słynie z owoców morza. Udało mi się wyhaczyć dobrą restaurację z rozsądnymi cenami, która serwuje miejscowe potrawy (Casa de Socorro, calle large, 5 min.pieszo od la plaza de los coches; 20.000 pesos za solidną przystawkę z napojem, podatkiem i napiwkiem). Można tutaj spróbować takich specjałów jak gulasz z żółwia (zjadliwy) lub siekanego rekina (pycha!).
DESER
SŁODKIE Miejscowe słodycze są, hmm, specyficzne. Ich smak najwierniej oddaje słowo: słodkie (przeraźliwie). Przy czym wyroby z kokosa można śmiało polecić, natomiast z całą resztą trzeba ostrożnie (np. bola de tomarindo to kula cukru zmieszana z miąższem owoców i pestkami...ale głównie cukier). Polecam również Arequipe – odpowiednik Nutelli o smaku karmelu z mlekiem (smakuje jak "krówka" w kremie, rewelacja). Arequipe cieszy się sporym powodzeniem: można kupić rożne jej rodzaje (z kokosem itp.), można kupić kawę z Arequipe (RE-WE-LA-CJA:), gofry z arequipe, lody o smaku arequipe itp.
MAŁY ATLAS OWOCÓW
Wybór owoców cały czas mnie tu zadziwia. Idę do sklepu i głupieję widząc rzeczy, których nie potrafię nazwać w ojczystym języku, lub do tej pory istniały w moim świecie jako nędzny substytut rzeczywistości (czyli owoc importowany, tudzież sok o smaku x). Do tego przeważnie nie wiem jak wybierać takie owoce. Ale powoli odkrywam i zamierzam spróbować wszystkiego (powoli, gdyż oprócz bananów owoce są drogie).
BANAN – jest ich kilka rodzai; platanosy się smaży i nie nadają się do spożywania na surowo (jak większość moich znajomych, pierwszy "banan" jakiego tu kupiłam okazał się być platanosem), właściwie platanosy tutaj leżą razem z warzywami; banany takie jakie my znamy... hmm, nie, właściwie to w Polsce nie znamy TAKICH bananów ;)
ANANAS – względnie tani, bezwzględnie przepyszny!
MANGO – można kupić u ulicznych sprzedawców już obrane i pokrojone. To dobry interes, gdyż obieranie skubańca nie należy do najprostszych czynności. Oczywiście mango tutaj w niczym nie przypomina mi soków o smaku itp. ;) werdykt: lubię!
GRANADILLA – aby się do niej dobrać należy ściągnąć skalp i wyjeść żelowate wnętrze z pestkami łyżeczką; uwielbiam!
MARACUYA – również ściągamy skalp; można ostrożnie przekroić na pół, ale istnieje szansa, że rozlejemy sok; sok z maracuyi jest bardzo słodki (pewnie od soku pochodzi angielska nazwa owocu – passion fruit; znowu rewelacja); nie do końca wiem jak wybierać maracuyę, na razie więc trafiłam tylko na kwaśne, ale to nie musi być norma.
Postaram się regularnie informować o nowych odkryciach kulinarnych i owocowych. W najbliższych planach mam krewetki zapiekane w sosie z limonek oraz pitaya.