Z nowym tygodniem nadeszła fala gorąca, a z falą przyleciała Basia.
Fala gorąca nie oznacza, że człowiek się smaży na słoneczku, oj nie! Oznacza to, że człowiek się gotuje powoli w gorącym i wilgotnym powietrzu, a każdy centymetr kwadratowy jego ciała się poci (w tym klimacie nawet uszy są w stanie się spocić!).
Jako iż przesiąkłam już na wskroś miejscowym stylem bycia (czyt.zrobiłam się przeraźliwie leniwa), normalnie schowałabym się w domu i siedziała przed... wiatrakiem. I tu wkracza Basia. Nowa osoba, nowe spojrzenie na miasto i moja miłość do Cartageny odżyła i nabrała nowych kolorów. Dosłownie, bo zapuściłyśmy się w rejony starówki, których wcześniej nie znałam. Przez calutki tydzień zachowywałyśmy się jak typowe turystki – piłyśmy mnóstwo kawy, zajadałyśmy się słodyczami z Portal de los dulces i miejscowymi specjałami, popijałyśmy mleczkiem kokosowym, plażowałyśmy i godzinami spacerowałyśmy po Cartagenie, przy okazji poznając mnóstwo interesujących ludzi. A i owszem, tubylców, jako część kultury, również należy poznać!
Jeśli jeszcze kogoś nie zachęciłam do przyjazdu (w co nie wierzę), to zapraszam do galerii, może obrazy przemówią silniej niż słowa.