Manizales to miła odmiana po Cartagenie; cicho,czysto, nikt na mnie nie trąbi, nikt nie syczy, nikt nie zaczepia, a do tego parkują motocykle na ulicy [baardzo dobry znak].
Centrum historyczne nie pokrywa się z centrum de facto. Mój hostel mieści się przy Cable Plaza, która jest sercem miasta. Manizales rozrasta się wokół Avenida Santander, która prowadzi od Cable Plaza do plaza de Bolivar (a jakże, każde szanujące się miasto musi mieć Bolivara w centrum!). Od hostelu do Bolivara idzie się 45 minut spacerkiem, miasto jest przyjemnie chłodne, nie przeszkadzało mi to więc wcale.
Moim celem była katedra, ale po drodze zahaczyłam o Iglesia de la Inmaculada Concepcion - kościół o pięknym drewnianym wnętrzu przypominającym kadłub statku. Plaza de Bolivar trochę rozczarowuje: oprócz katedry i wielkiego pomnika Bolivara-kondora nie ma nic ciekawego. Ponoć liczne trzęsienia ziemi i erupcje wulkanu dość mocno zniszczyły miasto. Katedra sama w sobie też zbyt piękna nie jest, cała zbudowana z betonu, ale wieża nazywa się "polaca", więc absolutnie musiałam dowiedzieć się dlaczego. Sama wieża ma jakieś 113 metrów, punkt widokowy mieści się nieco poniżej iglicy. Wejście (7.000) jest możliwe tylko z przewodnikiem, gdyż w przeszłości zdarzały się wypadki. Nie zastanawiałam się nad tym zbytnio dopóki nie zobaczyłam trasy - część trasy prowadzi po dachu katedry; na szczęście obudowali schody klatką.
Widok ogólnie ciekawy, ale nie powala, bo w końcu samo Manizales do grupy pięknych miast nie należy. A dlaczego "corredor polaco"? Otóż do budowy nowej katedry (w miejsce starej, która spłonęła) zatrudniono francuskiego architekta. Gdy budowano wieżę doszły wieści o wybuchu drugiej wojny światowej więc ... (coś po hiszpańsku, czego nie zrozumiałam, zapewne o tym, jak Polacy dzielnie się bronili;) i dlatego architekt nazwał wieżę "polaca".