Trasa: Dalat-Buon ma Thout, 214 km, 8 godzin
Przez pierwsze kilkanaście kilometrów spodziewałam się gigantycznej dziury, albo przynajmniej nadzwyczaj dużej dziury, za każdym zakrętem. Sama gleba mnie tak nie wystraszyła, bo w gruncie rzeczy nic mi się poważnego nie stało. Wystraszyłam się bardziej tego co mogło się stać, wyobraźnia pracowała. Szybko się zorientowałam, że owszem, za większością zakrętów jest dziura, jak również przed zakrętem, a że jechałam krętą górską drogą uważać trzeba było bez przerwy. Do tego dochodzi bydło przechadzające się po drodze, dzieciaki, prosiaki, kury i psy które zupełnie bezkompleksowo przebiegały drogę w każdej wioseczce… I co jakiś czas kawa susząca się na drodze. Poziom koncentracji musiałam cały czas utrzymywać na maksimum, a tu jeszcze te widoki naokoło…
Po 2 godzinkach jazdy przez góry i pola kawowe zrobiłam sobie przerwę – na kawę oczywiście. Takiej lury jak tam, otoczonej z każdej strony krzakami kawy, to jeszcze nie piłam, co za ironia! Góry pokonywałam długo, w spokoju i skupieniu; mijały mnie nieliczne auta i busiki. I nagle za kolejnym zakrętem, za kolejną górą przestrzeń się otworzyła i ukazało mi się jezioro Lak. Zamurowało mnie, jechałam pewnie z 3km/h – jezioro w dole, góry i pola kawy naokoło, słońce odbijające się od powierzchni wody, plastyczne chmury, ale przede wszystkim ta przestrzeń! Musicie to sobie wyobrazić niestety, bo nie zatrzymałam się na zdjęcie, nie było gdzie.
Gdy zjechałam z góry na poziom jeziora wrażenie już nie było tak silne. Nadal piękny widok, ale już zabrakło tej przestrzeni, tego rozmachu. Dalej kolejne góry, i kolejna przestrzeń – tym razem niesamowicie zielone pola ryżowe, a na horyzoncie majestatyczne góry. Wiało tak mocno, że aż mną targało i musiałam mocno zaciskać dłonie na kierownicy. Po tym odcinku zmęczenie było już odczuwalne – sztywniejące ramiona, bolący zadek, ręka bez rękawiczki lekko przypieczona. Równocześnie jazda dostarczyła mi tyle frajdy, że wcale nie miałam ochoty dotrzeć do celu. To jedna z tych wypraw gdzie cel jest wyznaczony, bo w jakimś kierunku trzeba jechać, ale to sama trasa jest główną atrakcją. A dalej ma być jeszcze lepiej!